Kolejna podróż za mną. Tym razem wybór (nieco przypadkowy
przyznam) padł na jeden z krajów Maghrebu - Tunezję. Po Egipcie
jest to jedno z najczęściej odwiedzanych państw północnej
Afryki. Oczywiście jest to kraj arabski, pełen kontrastu, orientalizmu,
egzotycznych zapachów i kolorów.
Listopad to jak najbardziej miesiąc sprzyjający zwiedzaniu Tunezji (no może mniej opalaniu).
Sahara - odmienna od kamienistej hamady Egiptu urzeka swoją prostotą i
surowością. Krajobraz - czasem nieco księżycowy skłania do refleksji.
Do tego jeszcze przejażdżka na wielbłądzie w tradycyjnym stroju i
pełnia szczęścia gwarantowana. Zielone palmy, widoczne w oddali to
oazy, a w nich osady rdzennych mieszkańców Tunezji -
Berberów. W tym surowym krajobrazie jest jeszcze jedna
ciekawostka, a mianowicie wykute w skałach domy w Matmacie zamieszkiwane
przez Les Troglodites. W centralnej zaś części tego kraju warto
zobaczyć słone jezioro Szatt al-Dżarid., szczególnie polecam
wczesnym choć zimnym rankiem (około 5.00) , kiedy nad pustynią wschodzi
Słońce. Feeria barw nastraja romantycznie, jak z resztą cały Maghreb.
W trakcie wycieczki nie sposób pominąć Koloseum w Al-Dżamm
, zabytku pochodzącego z czasów panowania starożytnych Rzymian.
Przy wąskich uliczkach miast, w kawiarniach przy dźwiękach orientalnej
muzyki i nawoływań muezina siedzą mężczyźni grający w domino,
popijający kawę i herbatę.
Jednak dla mnie orient to przede wszystkim meczety z ich strzelistymi
minaretami, zatłoczone uliczki medyny, zapach przypraw na arabskim suku
czy smak herbaty ze świeżymi listkami mięty.
Skoro jesteśmy przy temacie kulinarnym...grzechem byłoby nie skosztować
pikantnego kuskus z warzywami i baraniną lub kurczakiem, a na deser
wybornie słodkie daktyle.
Tunezja to od VII w. kraj muzułmański. To tutaj znajduje się jedno z
siedmiu świętych miast islamu - Kairuan z najstarszą świątynią w
północnej Afryce. Stojąc u stóp potężnych
murów meczetu w pełni odczuwa się atmosferę tego arabskiego, a
jednocześnie bliskiego Europie kraju.